Muzeum Narodowe Kraków
Kraków 2019
Pierwszy tekst o „Katalogu Zbrojowni Muzeum Książąt Czartoryskich” powstał na początku stycznia tego roku. Potem były jeszcze dwie wersje. Tak naprawdę, to czekałem na pojawienie się pisania na ten temat, dokonanego przez kogoś innego niż ja. Oczekiwanie spowodowane było kilkoma przyczynami. Najważniejszymi z nich były i są nadal: fakt wieloletniej znajomości z autorem oraz problem z wrażeniem jaki pozostawiła lektura „katalogu”. Nie rozmawiałem nigdy z Autorem o jego „katalogu”. Wykasowałem dwa poprzednie teksty. Z marszu zabrałem się za tekst nr 3. Od czasu nabycia przeze mnie przedmiotowej pracy: „Katalog Zbrojowni Muzeum Książąt Czartoryskich” autorstwa Tomasza Kusiona MNK 2019 minęło z górą ponad pół roku. Nikt z członków naszego Stowarzyszenia nie zdobył się w tym czasie na napisanie choćby drobnej zajawki na temat wydawnictwa. Dziwi mnie jeszcze jedno, -kiedy przestanę się dziwić, to będzie czas do trumny – to dojmujące milczenie w środowisku miłośników dawnej broni i barwy. Niecodziennie przecież ukazują się na naszym rynku wydawniczym tak obszerne opracowania dotyczące uzbrojenia. Cisza wokół tego tematu, ma jednak – jak można sądzić – różne niuanse i przyczyny. Gdyby oceniać „katalog” po jego gabarytach i szacie edytorskiej, czyli na podstawie pierwszego oglądu, można by odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z monumentalnym dziełem. Ponad 620 stron zadrukowanych czarną czcionką i kilkuset barwnymi zdjęciami. Wszystko wykonane na dobrym papierze. Twarda okładka, solidna obwoluta składają się na zwracające uwagę tomiszcze. Czy pierwsze wrażenie da się utrzymać po głębszym i uważniejszym poznaniu zawartości „katalogu” ? Często ulegamy bożkom łatwej, krytycznej i powierzchownej oceny. Refleksja rodzi się z czasem i to nie u wszystkich. Tym nie wszystkim nie ułatwia to oczywiście życia. Zacznę od terminu: KATALOG. Odnoszę przekonanie, że zakres pojęciowy tego terminu uległ znaczącej przemianie. Katalog jest (był?) realnie istniejącym zbiorem informacji o przedmiocie katalogowania. Powinien więc być odzwierciedleniem zbioru. Tym samym musi być kompletny. Jaki sens miałby katalog -dla przykładu – biblioteczny, który byłby niekompletny. Jak z niego rzetelnie korzystać. Autor „Katalogu Zbrojowni Muzeum Książąt Czartoryskich” napisał we Wstępie dwa znamienne zdania w tej materii, które zaprzeczają terminowi: „katalog”. Cytuję:
Wybór, o którym mowa – w pierwszym cytacie – mimo zapewnienia o tym iż w „katalogu” pokazano crème de la crème kolekcji, pozostaje nadal jedynie deklaracją. Ktoś kto gustuje w składankach utworów muzycznych, nieraz musiał kwestionować trafność doboru setu w stylu: The Best Of, który znalazł się na płycie. „Katalog” jest raczej wyborem katalogowym niż katalogiem sensu stricte.
„Przyjęto skomplikowany i zmienny układ katalogu; przy ogólnej zasadzie chronologiczności obiekty zgrupowano według ustalonych kryteriów, a dopiero w ostatniej kolejności według typów.” (str.12) – Ten cytat zamieszczam nie bez kozery. Dawno żaden wstęp nie sprawił mi tyle kłopotu przy jego lekturze. Może to wpływ księżyca, może panujących upałów, ale powtórne czytanie wstępu do „katalogu” nie usunęło wrażenia, że obcujemy z tekstem, który niewiele wyjaśnia czytelnikowi, ale w zamian skutecznie zaciemnia i tak już pogmatwane losy kolekcji. Autor zdaje się mieć świadomość tego z czym będzie musiał się zmagać odbiorca wstępu do „katalogu”. Pisze bowiem: „W kolejnych częściach katalogu określono szczegółowo przyjęty układ – z jego wariacjami i zaburzeniami.” (str.12). Nie ma oczywiście nic w tekście Wstępu o wielce prawdopodobnym zagubieniu czytelnika po jego lekturze. Czasem natykamy się na teksty pisane wedle reguły: ja wiem on wie, więc po co przedmiot opracowania wyjaśniać profanom. Zaufanie do treści w nim zawartych zachwiewa również i to stwierdzenie: „W obecnym kształcie Dział Militariów – Zbrojownia Czartoryskich należy do czołowych zbiorów militariów w Polsce. Odznacza się wspaniałym zestawem obiektów, od XVI do połowy XIX wieku, często unikatowych, o niezaprzeczalnej autentyczności, ogromnej wartości historycznej, artystycznej i emocjonalnej”. (str.7). Zdanie jest w większości prawdziwe. Co ma jednak pomyśleć – uważniejszy nieco – odbiorca treści „katalogu” po zakarbowaniu w pamięci, że kolekcja składa się z obiektów pochodzących z XVI do połowy XIX wieku, kiedy już na stronie 19 natrafia na koncerz krzyżacki (Niemcy, pocz. XV w.) – (sic!). Z omawianego wstępu czytelnik nie dowie się też, czy ujęte w „katalogu” artefakty znajdują się w nowej ekspozycji Zbrojowni Czartoryskich. Nie ma we Wstępie, również żadnej wzmianki o tym co jest zdeponowane i pokazywane w innych miejscach, dla przykładu na Wawelu. Nie chcąc być gołosłownym w treści pytania kieruję uwagę na wybór katalogowy: „Harnische, Helme & Schilde in den Dauerausstellungen der Dresdner Rüstkammer”-(2019) gdzie przedstawione obiekty są opisane w taki sposób, że można je także bez trudu znaleźć na planikach sal ekspozycyjnych muzeum, wydrukowanych na wewnętrznych stronach okładek – widocznych po odchyleniu skrzydełek. Można? – można. Nie wgłębiając się w opisy obiektów, ale dokonując pobieżnego wertowania ponad 600 stron „katalogu” nie sposób nie dostrzec, że zawiódł też metrampaż. Uwidacznia się to między innymi w łamańcach powiązań tekstu w języku polskim z równoległe acz nietożsamo wklejonymi tłumaczeniami w języku angielskim . Co się więc stało? Moim nieustającym wrażeniem (trwającym – jeśli dobrze pamiętam – od pierwszego tekstu) jest dojmujące odczucie pęknięcia jakie miało miejsce w procesie tworzenia tego wielkiego przedsięwzięcia. Gdybanie jest naszą specjalnością. Nie podejmuję się takiej analizy. Za mało znam faktów. Wiem natomiast, że na tapecie powstawania: „Katalogu Zbrojowni Muzeum Książąt Czartoryskich” znajdował się niepośledni zbiór militariów, bogata i różnorodna dokumentacja jego tycząca. W ich opracowaniu brało udział: Muzeum Narodowe w Krakowie z jego potencjałem intelektualnym i fachowym oraz autor Tomasz Kusion Starszy Kustosz Działu XIV – Zbrojownia Muzeum Książąt Czartoryskich, kompetentny znawca militariów, historii i oryginalny twórca figur historycznych. Dlaczego więc efekt końcowy mnie nie satysfakcjonuje? Stało się zapewne to co zdarza się również i w innych dziedzinach wymagających kolektywnego działania. Grupa wirtuozów zaproszonych do nagrania utworu muzycznego z wyższej półki, też nie gwarantuje automatycznie, że ich interpretacja zapisze się w poczet dzieł wybitnych. Czasem brakuje iskry wzbudzającej wenę i adrenalinę tkwiącą w uczestnikach procesu tworzenia. Dojmuje więc uczucie niedosytu. Podkreśla je jeszcze jedno. Kiedy po raz pierwszy ujrzałem okładkę „katalogu”, z ukontentowaniem zarejestrowałem obecne na niej tło w pięknym odcieniu szarości, które okala buławę hetmana Mikołaja Hieronima Sieniawskiego. Fokus!. Gdzieś już widziałem podobne rozwiązanie. Przypomniało mi się. W 2015 roku, Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie wydało pracę: „Buławy i buzdygany w Polsce od XVI do XVIII wieku” pióra Jacka Gutowskiego. Jej okładkę zdobi … buława. Przy sposobności odsyłam Szanownych Czytelników do lektury recenzji: https://www.bronibarwa.org.pl/recenzja-tomasz-kusion-slow-kilka-o-ksiazce-o-bulawach/#more-3873 jaka ukazała się na Stronie Stowarzyszenia Miłośników Dawnej Broni i Barwy, autorstwa Tomasza Kusiona. Jaka refleksja mnie naszła? Muzealnicy uwielbiają buławy. Jest tyle fotogenicznych przedstawień uzbrojenia znajdującego się w Zbrojowni Książąt Czartoryskich, nie ma jednak jak sprawdzona gdzie indziej buława. Pozostaje więc poddać się „morderczemu urokowi” (str.7) broni, który zdaniem Autora ma cechy efektowności. Z tym mogę się zgodzić.
Krzysztof Czarnecki
Oddział Poznański
Stowarzyszenia Miłośników
Dawnej Broni i Barwy
Poznań, sierpień 2020