Krzysztof Czarnecki
ANDRZEJ KLEIN
Mało Znany
odsłona 6
Po dorobku Andrzeja Kleina poruszam się ruchem konika szachowego. Nie mam z tego powodu najmniejszych obiekcji, czy też wyrzutów sumienia. Piszę na ten temat, bo chcę żeby o dokonaniach Andrzeja Kleina coś pozostało. Dawno, dawno temu utraciłem złudzenia co do pracowitości sług nauki i muzealnictwa. O pasji nie wspominając. Nie generalizuję bynajmniej. Jednak łuski optymizmu z oczu spadają, jak widzę nurt główny, dla zanglicyzowanych: mainstream, który leniwie spływa do krainy niebytu publikacji. Mamy maj, a ja nie widzę kolejnego tomu Acta Militaria Mediaevalia. Mój niepokój rośnie. Szacowny periodyk zagościł nie tylko na moich półkach, ale i w nie tylko mojej świadomości. Trwanie w dobrej kondycji intelektualnej, w szacunku dla utworzonej XVII tomami TRADYCJI to wyczyn środowisk naukowych parających się „literaturą” bronioznawczą. Wykracza on swym rozmiarem i wagą poza naszą rodzimą skalę. I co dalej ?. Na horyzoncie rysuje się marazm, ginie iskra entuzjazmu. Wiem, wiem. Punktoza i inne zarazy nękają stada tych co nauką z klucza winni się zajmować. Regulacje rodem z prawa Parkinsona, (kto to teraz pamięta, czym jest to prawo i co głosi) to krępuje. Od czego jednak nobilitowane cenzusem etatu uczelnianego umysły. Czy w cichych murach uniwersytetów karleją, pokornieją?. Nie jest to atak na uczonych i muzealników, ani zwykły przytyk. Ciepłe i pełne troski: „nie garb się” może czasem zdziałać więcej – w co głęboko wierzę -niż połajanki, które budzą zazwyczaj atawistyczną reakcję. To jedynie przypomnienie słowa klucza: MISJA. Poruszam się ruchem konika szachowego. Nie posiadłem akademickiego cenzusu z historii. Nie znaczy to jednak, że jestem ślepy na otaczającą mnie rzeczywistość. Ten przydługi wybieg nie jest tak zupełnie pozbawiony sensu. Coraz wyraźniej dostrzegam FAKT powszechniejącego przeinaczania faktów. Odnoszę się jedynie do zdarzeń, które znam z autopsji, bądź więcej, byłem ich współuczestnikiem. Dla przykładu, przedkładam fakt. Dotyczy on znanego polskiego kompozytora i animatora kultury. Zrządzeniem losu, praktyki robotnicze roku O-rowego umieściły mnie w wozie Drzymały (należącym Rejonu Eksploatacji Dróg Publicznych w…) razem z przyszłymi (dwoma) członkami pewnej orkiestry o nieoczywistej nazwie. Nasze interdyscyplinarne dyskusje nie sprowadzały się jedynie do spraw płci i tego co będzie na uniwersytecie. Czym okaże się studiowanie. Muzyka, to był temat wszechobecny. Nie mogę więc spokojnie spoglądać na nowe „fakty” powstające w -jak domniemywam-umysłach kreatorów kultury dyszących żądzą zaistnienia w przestrzeni publicznej czymś oryginalnym. Mimo, że muzyką fascynuję się od zawsze i mógłbym o niej bez końca, REFLEKSJA rzucona przeze mnie dotyczy wszelako innej materii: rzetelności przekazu. Z niej wyłoniła się kanoniczna zasada prawdy historycznej. Jeśli na moich oczach dokonuje się przeinaczania faktów, których byłem świadkiem, to co będzie z owymi faktami za lat kilka? Moim bohaterem broni i barwy jest Andrzej Klein. Czuję się w obowiązku przekazać fakty z Jego życia i niezwykłej twórczości. Truizmem jest podkreślanie, że to co stworzył warte jest zapamiętania, a to o czym piszę jest przekazem z pierwszej ręki.
Wracam do tekstu zasadniczego,
Kolejna rejza skierowana na mój podręczny księgozbiór stawiała ambitnie za cel opanowanie nieokiełznanego żywiołu, który panuje na bibliotecznych półkach. Formacja złożona z trzech zwartych szeregów tomów oparła się po raz kolejny atakom gospodarza krypty. Udało mi się jedynie dokonać małego wyłomu w szyku, wyrwałem Arma et Ollae Studia dedykowane Profesorowi Andrzejowi Nadolskiemu w 70 rocznicę urodzin i 45 rocznicę pracy naukowej, Łódź 1992. Poniechanie dalszych działań zaczepnych spowodował rzut oka na rok wydania owych studiów. Jak zawsze siłę mojego uderzenia osłabiają skutecznie treści zawarte w książkach, które zdobyłem w nierównej walce z kryptą i rzuciłem niechcący okiem na coś więcej niż tytuł. Zapał bojowy ostygł gwałtownie. Zadumałem się i ogarnęły mnie wspomnienia, które zogniskowały się wokół środowiska łódzkich bronioznawców. Promieniowało ono wówczas energią twórczą, którą emanowali Profesor i jego kreatywne otoczenie. W tym kręgu obracał się Andrzej Klein. Potem jeszcze raz spojrzałem na przedmiotowe studia i naszły mnie ponure refleksje. Skromna, by nie rzec zgrzebna książeczka, prawie broszura. W niej na osłodę, świadectwa szacunku do Jubilata w postaci artykułów autorstwa najbliższych z tych co winni pamiętać. W przesłaniu: Od redakcji możemy dostrzec zimny podmuch księgowości, nie wyrażony werbalnie wprost, ale wystarczająco ostro przykrawający rozmiary obchodów Jubileuszu Andrzeja Nadolskiego. Czas ukazania się tych materiałów posesyjnych był niełaskawy dla publikacji. Ile to razy można powtarzać to zdanie, a ono mimo upływu czasu nic nie traci na aktualności. Obecnie występują coraz częściej zjawiska zaniku papieru jako nieodłącznego zdawałoby się składnika książki. Księga jubileuszowa?, tak, mamy w formie PDF(sic!). W taki o to sposób wiosenna rejza w mojej krypcie bibliotecznej nie może być zaliczona do wypraw zwycięskich. Nie była ona jednak tak zupełnie bezowocna. Wśród tych co powinni pamiętać o Profesorze był Andrzej Klein, który niejednokrotnie przekładał słowo w obraz. Andrzeje (to jednak brzmi bardziej naturalnie mimo iż mało poprawnie) rozumieli się znakomicie. W przedmiotowych studiach obejrzałem po raz kolejny rysunek przedstawiający bitwę pod Grunwaldem, a podpisany następująco: W/G. Obrazu W.KOSSAKA I POMYSŁU ST. WYSPIAŃSKIEGO RYSOWAŁ ANDRZEJ KLEIN. (pisownia oryginalna). To z kolei przypomniało mi o książce, która powinna była się ukazać, ale się nie ukazała. Wspomnienie dotyczy pracy Zdzisławy Wawrzonowskiej i Andrzeja Kleina o bitwie pod Płowcami 1331. Z niej to pochodzą inicjały, które wchodzą do cyklu: Andrzej Klein mało znany. Według zamierzeń autorów, z bitew średniowiecznych, które miały trafić do druku, a potem do księgarń, były Legnica 1241 i Płowce 1331. Powstały teksty, mapki, liczne ilustracje i inicjały. Tych ostatnich, zadaniem było podniesienie walorów estetycznych opracowań oraz przekaz wiedzy w nich zapisany. Tym razem liter nie oplatają rośliny. Inicjały do bitwy pod Płowcami. Andrzej Klein zaprojektował je zgodnie ze średniowieczną regułą. Jego inicjały są większe od pozostałego zainicjowanego nimi tekstu. Są barwne i niosą w sobie dodatkowy przekaz w formie związanych z nimi dekoracji. W tym przypadku tę rolę spełniają: -elementy uzbrojenia: w postaci hełmów, mieczy, broni drzewcowej, obuchowej, oraz ochrony w postaci tarcz-, -architektury sakralnej, obronnej, -heraldyki i weksylologii. Autor inicjałów we właściwy sobie sposób, lapidarnie odzwierciedla wszystkie najważniejsze elementy, detale i cechy charakterystyczne przedstawianych obiektów. Tum pod Łęczycą i umocnienia grodu są świadectwem związków emocjonalnych Andrzeja Kleina z tą ziemią. Pozwólcie Państwo na kolejną osobistą refleksję. Bez nich pisanie o Andrzeju nie miałoby sensu. Opowiadał mi o Łęczycy w taki sposób, że wzrokiem wyobraźni przywodziłem moje obrazy z dzieciństwa. Jednym z nich był kościół romański z Inowrocławia. Posadowiona na Białej Górze świątynia ma cechy budowli obronnej. Ciosy granitowe połączone z cegłą stanowiące budulec kościoła, dodatkowo akcentowały jej walory bezpieczeństwa. Na co dzień mogę obcować z akwarelą powstałą w 1943 roku. Jest ona porzuconą pozostałością po Niemcach, którzy podczas okupacji, zagrabili należące do moich dziadków domostwo wraz z obejściem i ziemią. Dość dygresjom. Andrzej Klein to był twórca niezwykły. Kiedy do czegoś się zapalił, to poświęcał temu wiele uwagi. Pokażcie mi autorów, którzy uplastyczniając opracowania z dziedziny broni i barwy poświęcaliby tyle uwagi stronie wizualnej. Inicjały są tego widomym świadectwem. Dla przykładu zamieszczam dowodny akcent wrażliwości artysty. Inicjał, to rodzi jednoznaczne skojarzenie ze średniowieczem. U Andrzeja nie jest to takie oczywiste. XX-wieczna lornetka wpisana udatnie w literę „O”, to współczesna kreacja koncepcji średniowiecznego inicjału, przykrojona do tematyki bliższej nam czasowo. Andrzej często powtarzał, że książka musi przyciągać wzrok, budzić zainteresowanie swoją szatą graficzną i tą drogą zachęcać do zgłębiania zawartej w niej treści. Jeszcze raz przypominam, że czasy w których działał Andrzej Klein nie były zbyt łaskawe dla jakości poligraficznej wydawanych książek. Mimo to nie ustawał w rozwijaniu swojej sztuki ilustratora. Pisanie o jego dokonaniach na pewno nie zostanie zamknięte na odsłonie 6.
Krzysztof Czarnecki
Oddział Poznański
Stowarzyszenia Miłośników
Dawnej Broni i Barwy
Poznań, maj 2023 r.
GALERIA
304 Total Views 1 Views Today