MARIAN HUFLEJT

POLEMIKA Z RECENZJĄ WALDEMARA GURGULA

 

 

***

POLEMIKA Z RECENZJĄ WALDEMARA GURGULA

dotyczącą książki „Bitwa pod Oliwą 1627 fakty i mity”

 

Poniżej przedstawiam treść mojej odpowiedzi na zarzuty zawarte w recenzji Waldemara Gurgula dotyczącej ww. książki. Identyczna odpowiedź została umieszczona wcześniej również na forum autorskim p. Krzysztofa Gerlacha

http://www.timberships.fora.pl/recenzje,20/polemika-z-recenzja-waldemara-gurgula,379.html

 

Wynika to z umieszczenia przez autora recenzji identycznego tekstu w dwóch miejscach: wcześniej na wspomnianym forum, a obecnie na stronie SMDBiB.

 

***

 

Diariusz Królewskiej Komisji Okrętowej Zygmunta III, który szczegółowo przedstawia przebieg bitwy morskiej z I połowy XVII wieku, jest, moim zdaniem, unikatowym, niezwykłej wagi dokumentem historycznym. Z tego powodu niewątpliwie warto przeprowadzić aż do najdrobniejszych szczegółów poprawne odczytanie opisu przebiegu bitwy pod Oliwą, zachowanego w archaicznym tekście niemieckim.

Impulsem do napisania recenzowanej tu książki była moja irytacja spowodowana ukazaniem się w ostatniej dekadzie kilku nowych opracowań bitwy, między innymi autorstwa Waldemara Gurgula (MSiO, 2-3/2011), które w moim odczuciu nie wykorzystały w pełni, a przede wszystkim prawidłowo, tego podstawowego materiału źródłowego, jakim jest Diariusz, mimo że został podany „jak na tacy” w książce Wiktora Fenrycha już w 2001 (!) roku. Zaproponowałem więc publikację, która nie jest typową monografią bitwy, nie powtarza bowiem wielu poprawnie, moim zdaniem, zrelacjonowanych wcześniej kwestii, wielokrotnie już omówionych w historiografii. Skupia się natomiast na tych zagadnieniach, które w mojej ocenie wymagają naprawy. Przedstawia ona fakty przeciwstawiające się utrwalonym mitom lub przywołuje nowe fakty, dotąd zupełnie nierozpoznane. O tym, że książka moja jest nietypowa – nie jest kompletną monografią, a ma charakter wyłącznie polemizujący, uprzedzam kupujących na platformie Allegro (zob. opis produktu), by oczekujący innego podejścia do tematu mogli zrezygnować z zakupu.

 

Starałem się bardzo dokładnie i w pełni zapoznać z tekstem Diariusza w zakresie wszystkich zapisów dotyczących bitwy. Wymagało to dużego wysiłku związanego z tłumaczeniem trudnych tekstów:

  • oficjalnego opisu przebiegu bitwy sporządzonego przez Komisarzy Królewskich,
  • wszystkich chaotycznie spisanych zeznań jej uczestników,
  • zeznań świadków złożonych w trakcie procesu o zniesławienie kapitana Murray’a,
  • śledztwa w sprawie buntu na okręcie „Schwarze Rabe” wznieconego podczas bitwy .

 

Następnie przeprowadziłem ich analizę, wzajemnie powiązałem te relacje i zestawiłem w spójną całość. Dziś ośmielam się twierdzić, że dotychczasowi autorzy takiego wysiłku nigdy nie podjęli, chociaż książkę Wiktora Fenrycha przywołują w bibliografii na poparcie swoich tez. To nie „imperatyw nowatorstwa”, jak twierdzi p. Gurgul, lecz chęć naprawy tego, co opublikowali na temat przebiegu bitwy liczni, moim zdaniem „niedoczytani” autorzy, których szanuję za wniesiony wkład w rozpoznanie informacji historycznych, ale teraz próbuję poprawić. Dopiero skorelowanie wszystkich (!) zeznań uczestników bitwy, rozpatrywanych w całości, pozwala na zrozumienie faktów podanych w Diariuszu i przedstawienie w prawidłowym (a więc nowym) świetle szeregu epizodów z jej przebiegu, w tym manewrów bitewnych wykonanych przez żaglowce. Były one dotychczas wadliwie opisywane w piśmiennictwie, całkiem inaczej niż to ukazuje jednoznacznie materiał źródłowy. Do ich właściwego rozpoznania, oprócz umiejętności tłumaczenia archaicznych tekstów, warto dysponować również wiedzą żeglarską, w tym dotyczącą specyficznych właściwości manewrowych okrętów rejowych.

W recenzji p. Gurgul wysuwa gołosłowne zarzuty, niepoparte bowiem wskazaniem konkretnych błędów w moich tłumaczeniach materiału źródłowego i nie przedstawia własnych, ograniczając się do stwierdzenia, że te moje – to „słaba koncepcja”. Autor recenzji zarzuca mi, że niestety nie przedstawiłem pełnego tłumaczenia relacji, a tylko ich fragmenty, jakby wyrażał rozczarowanie, że nie może poznać ich pełnego tekstu, co sprawia wrażenie, że sam nigdy w całości ich nie przetłumaczył, a teraz trudno mu ocenić, czy prawidłowo wybrałem fragmenty na poparcie swoich tez. Ponieważ p. Gurgul  całkowicie ignoruje moje tłumaczenia, w dalszej części zmuszony jestem do wsparcia swoich wywodów oryginalnym tekstem źródłowym Diariusza, za co przepraszam Czytelników, którzy nie znają niemieckiego.

 

Waldemar Gurgul podał, moim skromnym zdaniem, szereg błędnych interpretacji w swoim opracowaniu przebiegu bitwy w MSiO, a dziś pisząc tę recenzję, usiłuje za wszelką cenę bronić swoich tez. Zacznę od jego drobnych potknięć, które już wywołują wrażenie o problemach z tłumaczeniem z języka niemieckiego, np. kwestii błędnego wskazania okrętu, na którym żołnierze poprosili, by kazać strzelać dopiero jak będą widoczne białka w oczach Szwedów (opis w mojej książce na s. 34). Powodem błędu mógł być brak właściwego rozpoznania zeznania świadka, spisanego na dodatek w trzeciej osobie liczby mnogiej: którzy to są ci „oni”, czy to żołnierze z „St. George”, czy z „Meermana”.

Darauf ist ein Schuss getan worden und seind zu Segel gangen. Gleich den nächsten Weg nahm Feind zu — Dickman voran. So seien sie nun stracks nach 4 oder 5 Schüssen dem Feind an Bord gelegt — und nicht der Feind an Meerman. Und haben die Soldaten zuvor gebeten:

„Man sollte sie nicht eher schiessen lassen, bis sie dem Feind das Weisse in Augen sehen könnten” (Fenrych, s. 111).

 

Całkowicie błędny jest też opis zachowania się trębacza z „Tigerna”, który według p. Gurgula rzekomo „zdołał wytrąbić [sic!] cały sygnał kwatery (kapitulacji) … nikt nie zareagował na znak poddania okrętu i rzeź trwała w najlepsze” (MSiO, 2-3/2011: 61). Tymczasem według mojego rozpoznania treści Diariusza walka ta trwała, ponieważ żadnego sygnału kapitulacji nie było (!) – trębacz bowiem, zanim zdążył przyłożyć trąbkę do ust, został trafiony z muszkietu i jak relacjonują świadkowie, nie zadął, co opisałem w książce na s. 19:

Worauf der Trompeter herausgelaufen und hat blasen wollen ist ihm aber stracks eine Kugel durchs Bein geflogen, eher er die Trompeten an Mund gesetzt. Derhalben er gefallen und hat nicht blasen können. Den dritten Tag hernach ist er am Lande gestorben” (Fenrych, s. 69).

Liess also zum Quartier blasen, worüber der Trompeter mit einer Musketen einen Schuss bekommen” (Fenrych, s. 120).

Przechodząc do kwestii istotniejszych – w recenzji p. Gurgul podtrzymuje swoje twierdzenia dotyczące zachowania się w bitwie okrętu „König David” (Król Dawid), zgodnie z tym, co przedstawił poprzednio na łamach MSiO, zarzucając teraz w recenzji, że według mojego opisu, cytuję: „Król Dawid” miał demonstrować ostentacyjność z zamiarem unikania walki. Tymczasem jedyna [sic!] interpretacja naocznego świadka jego początkowych manewrów brzmi: „z własnej woli pozwolił się wyprzedzić okrętowi admiralskiemu”. Z dalszego biegu wydarzeń też jasno wynika, że w czasie walki znajdował się we właściwym miejscu – w samym jądrze walki przy swoim dowódcy”. Z takiego stanowiska wynika jasno, że p. Gurgul nie przeczytał ze zrozumieniem mojej książki (!) i nie zna treści wszystkich zeznań naocznych świadków bitwy spisanych w Diariuszu. Z wielu relacji dotyczących początkowych manewrów okrętu „König David”zna bowiem tylko jedną, i rzekomo „jedyną”, którą zawiera Diariusz, i którą przytacza. Ja ją również umieściłem w książce – jest to wrażenie odniesione przez marynarza z innego okrętu, który obserwował nietypowe zachowanie okrętu „König David”. Rzetelne opracowanie przebiegu bitwy wymaga niestety przetłumaczenia i analizy wszystkich (!) relacji zawartych w Diariuszu. Proponuję więc przetłumaczyć sobie poniższe relacje, żeby nie wypisywać już więcej nieprawdziwych informacji o początkowych manewrach okrętu „König David”:

Also ist das Schiff der König David genannt, welchs diesmal Schutz bei Nacht war, und auf dem der Capitain Jacob Murray seine Soldaten hatte, erst unter Segel kommen und legte der Nehrung zu” (Fenrych, s. 68).

König David sei erst zu Segel gangen und gegen die Nehring zu gelegt. Darnach ging Georgen zu Segel, gerade dein Feind zu − vor den Wind” (Fenrych, s. 104).

„… als Georgen das erste Mal schoss, so war David so trat unter Segel, als Georgen, habe aber den Amiral gutwillig vorgehen lassen” (Fenrych, s. 110).

Sagt aus, dass ihr Schiff, der Meerman, zugleich mit dem Amiral ausgelaufen sei und sei Peter Böse und die Feurblase bei ihnen blieben. David aber achter warumb er nicht nachkommen, kann Zeuge nicht wissen” (Fenrych, s. 119).

Es habe an Musketenkugeln gemangelt. Es seien zwar Formen da gewesen, haben auch wollen giessen, es sei aber zu lath gewesen” (Fenrych, s. 108 – dla ułatwienia dodam tu, że wyraz lath to niewątplie transkrypcja fonetyczna niderlandzkiego wyrazu laat).

Sagt er habe zwar etliche Kugel hinaufgetragen, hätte aber in die Lengde nicht dauern können. Es seien 7 Formen und Blei genug dagewesen, aber kein Zeit zu giessen” (Fenrych, s. 109).

Capitain Murray habe stets oben aufgangen und gesagt: „Ich muss am Schiff sein oder will ich über Bord springen!” (Fenrych, s. 108).

Zeuget weiter Capitain Murray habe nicht wollen über sein Commendo tun. Hat wid[er]n Schipper Bösen gesagt: „Wollt ihr was tun, mögt ihrs auf euch nehmen!” (Fenrych, s. 109).

 

Podałem w książce tłumaczenie niewykorzystanych dotąd relacji świadków dotyczących tych początkowych manewrów okrętu „König David”, które można streścić następująco: wypłynął jako pierwszy i zaraz potem zwolnił, co zapewne było następstwem meldunku złożonego kapitanowi Murray o braku kul muszkietowych w kompanii żołnierskiej (po gorączkowych poszukiwaniach znaleziono ich tylko kilka), a więc rwanie się do walki zostało radykalnie ostudzone. Okręt z bezbronną kompanią żołnierzy nie mógł stawić czoła wrogowi. W zaistniałej sytuacji, po przepłynięciu obok niego okrętu admiralskiego kierującego się wprost na wroga, „König David” popłynął w kierunku przeciwnym – na wschód, ku gdańskiej części Mierzei Wiślanej (Nehrung) i tam pozostał. Najprawdopodobniej nie przewidywał, że w tym miejscu, gdzie zamierzał przeczekać bitwę, wpadnie na niego szwedzki „Pelikanen”, który płynąc ostrym bejdewindem po zawietrznej walczących okrętów, znajdzie się po wschodniej stronie akwenu bitewnego i wykona w pobliżu „König David” zwrot ku zachodowi, dążąc z pomocą swojemu admirałowi. Skutki pojedynku artyleryjskiego pomiędzy tymi dwoma okrętami opisałem w książce, wykorzystując słowa naocznych świadków. „König David” okrył się hańbą w bitwie, pozostawał biernie przez dłuższy czas na wschodniej flance akwenu bitewnego, a więc w maksymalnym oddaleniu (!) od swojego dowódcy, któremu podlegał (kpt. Witt na „Meermanie”) i tak go utrwaliła ikonografia źródłowa (sztych Janssena i akwarela Boya). Taka pozycja tego okrętu i kolejne wydarzenia w tymże miejscu związane z pojedynkiem artyleryjskim z „Pelikanenem” jasno tłumaczą, dlaczego świadek Olofsen z okrętu „St. George” (Św. Jerzy) zeznał, że „Pelikanen” przypłynął do nich „od przodu na sterburtę”, czyli od dziobu „St. George” , a więc od wschodu (zob. s. 24 w mojej książce).

Da kam der schwedische Pellican von formen an Steuerbord und wollte unserm Ammiral wiederumb an Bord. Deme der David an Louwart war”(Fenrych, s. 105).

Waldemar Gurgul natomiast wyraźnie stwierdził w swoim opracowaniu, jako jedyny z piszących na ten temat, że „Pelikanen” przypłynął z kierunku zachodniego. Nie zamierza on teraz zgodzić się z moim poglądem, a na przywołane przeze mnie zeznanie świadka Olofsena odpowiada enigmatycznie – to „nieczytelne tłumaczenie”. Nie ujawnia przy tym swojej, alternatywnej wersji tłumaczenia tej źródłowej relacji, ani nie wskazuje innej, potwierdzającej jego tezę, którą kiedyś wyartykułował. Również zachodni kurs „Pelikanena” narysował Eugeniusz Koczorowski na swoich planszach bitewnych, a następnie powielali to inni. Mam duży sentyment do opracowań tego autora, na których się wychowałem. Nie znaczy to jednak, że korzystając z jego dorobku, nie można dziś pójść dalej i pokazać efekty pogłębionych dociekań, czemu usiłuje postawić tamę recenzent, mówiąc: „scenariusze bitewne prezentowane w dotychczasowych opracowaniach, pozostając w całkowitej zgodzie [sic!] z zeznaniami, zachowują co do istoty swój walor, natomiast lwia część rozważań i konkluzji przedstawionych w omawianej książce traci jakiekolwiek cechy prawdopodobieństwa”.

Skrytykowane zostały też moje ustalenia dotyczące początkowej fazy walki okrętów „St. George” i „Tigerna” na kursie spotkaniowym, a następnie wykonania przez polski okręt manewru obrócenia się (s. 17 w mojej książce), poprzedzającego sczepienie się z wrogiem. Manewr ten został wyraźnie opisany w relacjach źródłowych, a wiedza żeglarska nie przeczy tym relacjom. Manewry obracania się okrętów są spotykane w opisach innych bitew morskich z tego okresu. Lansując powtarzaną od lat teorię, jakoby oba okręty podchodziły do siebie inaczej, płynąc równolegle w tym samym kierunku (tak również pokazał to na planszach Eugeniusz Koczorowski), p. Gurgul nie wytłumaczył jednak, jakim cudem „St. George” po wystrzeleniu do „Tigerna” z dział ustawionych na sterburcie dobija następnie bakburtą (!) do sterburty „Tigerna”, co wynika z relacji źródłowych:

Da schössen wir wieder von Steuerbord vorn mit beiden obersten Stücken von 3Ű” (Fenrych, s. 120).

Auf dieses legte unser Amiral auch umb, ihme an Bord zukommen. Drehete also von der Lege ab und kam ihm an Steuerbord an” (Fenrych, s. 69).

Der Schwede habe erst dörgelegt, den Lauf zubekommen. Der Unsrige habe auch gewendet, so gerade als er haben nicht lange an Bord gelegen, bis sie ihn eingenommen” (Fenrych, s. 110 – dla ułatwienia dodam tu, że wyraz dörgelegt to niewątplie transkrypcja fonetyczna niderlandzkiego wyrazu doorgelegd).

Da legte der schwedische Amiral durch. Indessen dreheten wir von der Lege ab und legten ihm an Steuerbord an” (Fenrych, s. 120).

Waldemar Gurgul nie zgodził się z żadnym (!) moim opisem manewrów żeglarskich wykonywanych przez okręty podczas bitwy. W napuszonym, akademickim stylu potępia w czambuł to, co wydobyłem z treści archaicznego tekstu niemieckiego, zapewne z tego powodu, że odbiega to znacząco od jego wizji bitwy przedstawionej kiedyś w MSiO. Co ciekawe, nie podejmuje przy tym żadnej polemiki co do poprawności opracowanych przeze mnie tłumaczeń. Tymczasem przetłumaczone zeznania świadków wyraźnie podważają przecież twierdzenia recenzenta.

Zarzuca mi też, że powołuję się w książce „na dość odległe w czasie od bitwy, drukowane traktaty szkutnicze” (chodzi o niderlandzkie traktaty Witsena i Van Yk’a). Moim zdaniem oznacza to, że autor recenzji nie ma pojęcia o ich treści, a zarzut wysnuwa wyłącznie w oparciu o daty ich publikacji. O tym, dlaczego ww. traktaty są podstawą do omawiania kwestii techniczno – konstrukcyjnych floty zygmuntowskiej, mimo wydania ich wiele dekad później, omówię na niniejszym forum w bardziej odpowiednim do tego dziale „Pytania, odpowiedzi, polemiki”, w temacie „Nowa książka o bitwie pod Oliwą”, jest to bowiem obszerny i dyskusyjny temat [chodzi o wspomniane wyżej forum: www.timberships.fora.pl].

Tu wspomnę tylko, że gdyby p. Gurgul zapoznał się z traktatem Van Yk’a, dowiedziałby się o zmianach treści znaczeniowej terminu koybrucken w XVII wieku (w I połowie wieku był to główny pokład działowy) i nie sugerowałby w MSiO 9/2010 (s. 70), że na „Tigernie” i „Solenie” znajdował się dodatkowy pokład koybrucken w ładowni (w oparciu o powszechnie znane, późniejsze znaczenie tego wyrazu), a wymienioną w inwentarzu wismarskim wysokość międzypokładową 6 stóp (między głównym pokładem działowym a pokładem górnym), nie sprowadzałby w dół, do ładowni.

Natomiast traktat Witsena zapoznałby recenzenta z budową górnego pokładu typu vinke-nets (zob. moją hipotezę dotyczącą „Solena”, która wypływa z analizy treści relacji świadków) i wówczas wiedziałby jak można było wrzucać granaty POD taki pokład. Jeżeli autor nie zdoła tego wyczytać z traktatu Witsena, więcej na ten temat postaram się powiedzieć we wskazanym wyżej wątku.

 

Waldemar Gurgul, specjalista od dawnej artylerii, nie rozpoznał, że w tekście Diariusza jest kilka relacji mówiących o dwukrotnym wystrzeleniu podczas bitwy z czterech foglerzy ustawionych na pokładzie górnym. Zdarzenia te interpretuje on jako „wystrzelenie z czterech dział dziobowych”, czyli artylerii głównej. Powtarza więc identyczne, moim zdaniem błędne doniesienie zawarte w „archaicznej publikacji z 1955 roku” (Mariana Krwawicza), które następnie kolejni autorzy kopiowali aż do teraz. Nie rozpoznał tym samym przyczyny użycia foglerzy przez stronę polską – przechyłu okrętów spowodowaną siłą wiatru, co uniemożliwiło otwarcie furt działowych pokładu głównego:

Und habe der Meerman zuerst vier Bockstücke losgeschossen. Die Seite aber nicht, weil keine Gelegenheit darzu war” (Fenrych, s. 116).

Wie sie auf ein Musketenschuss nahekamen, dass man das schwedische Volk im Ammiral gehen auch den Sterschild das blosse Schlachtschwert umb den Kopf schwingen gesehen, hat der Amiral Dickman 4 Bockstücke auf ihn losgehen lassen” (Fenrych, s.104).

Und habe Georgen den ersten Schuss aus den Bockstücken getan, eher der Feind” (Fenrych, s. 110).

Hat unser Ammiral zuerst auf den Feind vier Bogkstücke [powinno być Bockstücke] gehen lassen” (Fenrych, s. 69).

Zapewne warto, by badacz pochylający się nad Diariuszem miał przynajmniej podstawową wiedzę z dziedziny żeglarstwa i związanego z nim słownictwa. Bez tego trudno zrozumieć przebieg manewrów okrętów, o których mówią marynarze. Warto więc wiedzieć, co się stanie z okrętem rejowym płynącym ryzykownie ostrym bejdewindem na granicy łopotu żagli, gdy inna jednostka płynąca kursem spotkaniowym przesłoni mu nagle wiatr na fokmaszcie („St. George” vs „Tigern”).

Wiedza taka pomogłaby też w zrozumieniu słów świadka, szypra Joachima Böse, który podał proste i logiczne wytłumaczenie przyczyny, dla której szwedzkie okręty skutecznie umknęły polskim okrętom z zatoki (zob. s. 46 w książce). W momencie podjęcia decyzji o odwrocie i nagłej zmianie kursu uzyskały one przewagę wysokości nad okrętami polskimi, co umożliwiło im ostrzejsze żeglowanie w kierunku wyjścia z zatoki, dzięki temu miały większą prędkość i wciąż zwiększały przewagę odległości. Określenia wysokość, przewaga wysokości oraz przewaga odległości są używane w słownictwie żeglarskim dotyczącym wyścigów jachtów żaglowych.

 

W swojej książce wyraziłem opinię, że tylko dosłowne tłumaczenie nazwy „Fliegende Hirsch”, tj. Latający Jeleń, użyte przez Jerzego Pertka, Eugeniusza Koczorowskiego i Przemysława Gawrona, najpełniej odpowiada oryginałowi. Wywołało to reakcję p. Gurgula, który swego czasu pogłębił kuriozalną, moim zdaniem, sytuację braku spójności w piśmiennictwie, dodając Rączego Jelenia, choć wcześniej pojawił się już Biegnący i Pędzący Jeleń. Według autora recenzji, nazwa oryginalna „Fliegende Hirsch” jest rzekomo wyrażeniem idiomatycznym, czyli nie dającym się dosłownie przetłumaczyć na język polski. Tłumaczona dosłownie jako Latający Jeleń brzmi rzekomo groteskowo – co uzasadniałoby zatem powołanie w piśmiennictwie jeleni: biegnących, rączych, pędzących. Tylko takie oddają jakoby prawidłowo sens niemieckiego określenia. O tym, jaka była ongiś tradycja nazywania okrętów „latającymi” napiszę szerzej we wspomnianym już wątku. Tu tylko mała dygresja: przymiotniki:  fliegende (nm.), vliegende (nl.), flying (ang.), oprócz znaczenia latający, znaczą również powiewający i lotny. Te ostatnie nie pasują w tłumaczeniu nazw okrętów, natomiast lotny używany jest w przypadku wojsk lądowych na określanie lotnych oddziałów specjalnie wyszkolonych do bardzo szybkiej zmiany pozycji, np. lotna brygada. Angielskie określenia flying column, flying artillery nie są więc idiomatyczne, jak to twierdzi p. Gurgul, i warto je tłumaczyć wprost – jako lotne.

https://www.thefreedictionary.com/Flying+artillery

https://en.wikipedia.org/wiki/Flying_column

 

Podsumowując, ta skrajnie różniąca się od wszystkich pozostałych recenzji ocena mojej pracy, moim skromnym zdaniem, sprawia wrażenie emocjonalnego wystąpienia obrażonego badacza, który podejmując działalność publicystyczną nie był przygotowany na to, że może spotkać się z krytyką (w swojej książce zwróciłem uwagę na niektóre ewidentne błędy w jego opracowaniu z 2011 roku). Autor recenzji przedstawia gołosłowne zarzuty, nie przytacza bowiem żadnych (!), poza jedną wspomnianą wyżej, źródłowych relacji na poparcie swoich tez. Nie podejmuje też polemiki z treścią moich tłumaczeń tekstu Diariusza, które wyraźnie mu przeczą. Bez podjęcia próby weryfikacji swojej wiedzy w zakresie materiałów źródłowych dotyczących tematu, wyraźnie dąży on tylko do deprecjacji mojego opracowania. W zaistniałym sporze jest jednak sędzia, który go rozstrzygnie. Jest nim Diariusz Królewskiej Komisji Okrętowej Zygmunta III, a dzięki książce Wiktora Fenrycha każdy miłośnik tematu bitwy pod Oliwą może samodzielnie przekonać się, kto ma rację. Bez dobrej znajomości języka niemieckiego, a także języka niderlandzkiego, trudno podjąć rzetelne badania nad przebiegiem bitwy w oparciu o materiały źródłowe. Symultaniczne relacje wielu osób spisane bardzo chaotycznie w Diariuszu są trudne do skorelowania, jednak jest to możliwe. Natomiast uproszczenie badań przebiegu bitwy – ograniczenia się tylko do wybranych wypowiedzi, prowadzi do pułapek, których, moim zdaniem, p. Gurgul nie uniknął.

O emocjach autora recenzji może świadczyć również skrajnie negatywna ocena mojej książki, którą wpisał on na platformie Allegro (jedyna taka wśród ponad 30 pozytywnych) – najniższa możliwa ocena punktowa i komentarz, cytuję: „Rozczarowanie – sensacyjna z złym znaczeniu [pisownia oryginalna, przyp. MH], przegadana, niekompletna merytorycznie, tematycznie wnosząca niewielki wkład. Najwidoczniej silne emocje doprowadziły również do tego, że p. Gurgul umieścił identyczny tekst swojej recenzji również na stronie internetowej Stowarzyszenia Miłośników Dawnej Broni i Barwy, gdzie poprzednio, w dniu 28 maja 2019 roku, ukazała się tam bardzo przychylna mi recenzja autorstwa Krzysztofa Czarneckiego.

https://www.bronibarwa.org.pl/sygnalizacja-komunikat-marian-huflejt-bitwa-pod-oliwa-1627-fakty-i-mity/#more-6571

 

Na zakończenie oświadczam, że Wydawnictwo „Mantis” nie ponosi winy za brak staranności w korekcie tekstu książki, nie było bowiem zobligowane do jej przeprowadzenia. Za elementy potocznej mowy, które wkradły się do mojego tekstu, ponoszę winę osobiście i wszystkich za to przepraszam. Nie dotyczy to podniesionego w recenzji zarzutu użycia rzekomo kontrowersyjnej formy „zaistnieć”. Czasownik ten jest w każdym słowniku języka polskiego, bez wskazań ograniczających jego stosowanie, a Korpus Języka Polskiego podaje aż 300 przykładowych zdań z użyciem tego wyrazu.

 

Marian Huflejt

1856 Total Views 1 Views Today
Partnerzy

karta_logo_MNK_B

mwp

muzuem_lodz

wmwpozn

MuzeumWroclaw

logo Muz. Lub.-1

silkfencing