Krzysztof Czarnecki o: „PANCERZ od tarczy do czołgu”
Wydawnictwo MON, Warszawa 1957
W mojej krypcie bibliotecznej panuje chaos. Na pisanie uwag o pracach traktujących mniej lub bardziej o broni i barwie, czekają: Tkanina z Bayeux w dwóch odsłonach wydawniczych dokonanych przez odległe od siebie oficyny, Kapaliny Daniela Goska, leżakuje od roku praca Tadeusza Wojciecha Lange o Joannitach. To tylko te najbardziej palące moje sumienie zaległości. Wynikają one zapewne z syndromu opieszałości intelektualnej członków Stowarzyszenia Miłośników Dawnej Broni i Barwy, który dopadł w końcu i mnie? W peletonie wstydu są też między innymi: Księga Stanu Rycerskiego Rajmunda Lulla, Lipany Piotra Strzyża i opracowania trylogii MZM, Europejski styl i Średniowieczne uzbrojenie Europy łacińskiej jako Ars Emblematica Lecha Marka oraz Arkadiusza Michalaka Arma Confinii przemiany późnośredniowiecznej broni na rubieżach Śląska, Wielkopolski, Brandenburgii i Łużyc. W odniesieniu do wymienionych prac, jest mi trochę lżej na sumieniu, bo nie czyniłem nikomu w tych przypadkach obietnic. Dość, nie będę dalej wydłużał listy zadań, bo to jest zbyt przytłaczające. U mnie, o kolejności pisania wcale nie decyduje wartość i ciężar gatunkowy prac wziętych na tapet. Rządzą inne czynniki. Są one związane z wolnym czasem jakim dysponuję i nastrojem. Dzisiejszym więc bohaterem jest niepozorna książeczka, która obrosła historią mnie bliską. Autorem tekstu jest tajemniczy R. Siadek. Dlaczego tajemniczy? No bo moje krótkie poszukiwania, których celem było znalezienie imienia autora spełzły na niczym. Wydawnictwo MON zamieściło w tej książeczce, z imienia i nazwiska projektanta okładki i karty tytułowej, nie zapomniało o pełnych nazwiskach redaktora, redaktora technicznego tudzież korektora. Próżno jednak szukać pełnego imienia i nazwiska głównego bohatera edycji, to jest AUTORA. Niewielki nakład – jak na owe czasy, a były one inne dla książki niż teraz – w liczbie 2000 egz. byłby dla wielu dzisiejszych twórców, wielce satysfakcjonujący. Nie tłumaczy to jednak owego ewidentnego zaniedbania(?) ze strony tak szacownego Wydawnictwa dla miłośników broni i barwy. O czym jest książka. Najpierw tytuł: „Pancerz od tarczy do czołgu” – Warszawa 1957. Opracowanie składa się z dwóch części: Część pierwsza to Dzieje Pancerza. Druga to Technologia Produkcji Pancerza. Dzieje pancerza są próbą prezentacji w ujęciu chronologicznym pancerzy stosowanych w wybranych krajach w przekrojowym ujęciu poprzez epoki. Książkę posiadłem jeszcze w czasach licealnych. Mnie jako wówczas żółtodzioba bronioznawcy urzekł tytuł rozdziału I, który brzmi: W biegu rozstawnym przez wieki. Przekrojowe ujęcie i bieg rozstawny mają to do siebie, że wyznaczają określony szlak. Są więc autorskim wyborem – nie wolnym więc od niedoskonałości wynikających z niemożności całościowego ujęcia tematu. Dla mnie nie zmienia to faktu, że urok książki jest w moim odczuciu, nadal aktualnie świeży, mimo, że od jej wydania minęło z górą 60 lat. O najważniejszym uzasadnieniu sensu pisania o tej książce będzie później. Część druga traktuje o technologii produkcji pancerza. Laików wprowadza w teatrum produkcji żelaza: od dymarki do wielkiego pieca. Tłumaczy profanom tajniki wytopu metalu w hucie. Opisuje -nieobeznanym- tajniki wysokich temperatur i ich wpływu na trwałość i wytrzymałość pancerzy. Pisze również o znaczeniu domieszek niklu i chromu dla zdolności odpornych pancerzy. Uchyla tajniki receptury stali na pancerz. Pochyla się nad odwiecznym kazusem: pancerz vs. pocisk. Znakiem czasu jest pisanie o pancerzach nie stalowych i chroniących przed promieniowaniem. Autor czyni to przy użyciu jasnego – i przez to zrozumiałego profanom techniki – języka Dla mnie nic to, że wiele z wiedzy aktualnej przed z górą 6 – cioma dziesiątkami lat trąci już myszką. Liczy się przekaz z epoki. Prezentyzm dumnego badacza współcześnie czynnego, który za nic ma czas przeszły wraz z jego dokonaniami, źle rokuje dla jakości przyszłych badań. Nie można bowiem bezkrytycznie przykładać szkiełka XXI wiecznej produkcji do rzeczywistości poznawczej wieku XX. Ten sam klucz jest aktualny do zastosowania w stosunku do dalszej przeszłości. Język tajemniczego autora jest jasny-co jeszcze raz podkreślam- i przez to przekaz treści trafia do przekonania odbiorcy. Znakiem czasu w autorskiej narracji R.SIADKA (mam nadzieję, że nazwisko SIADEK odmienia się przez przypadki) są liczne wtręty o radzieckich dokonaniach w rozmaitych dziedzinach nauki i techniki. W tym kontekście napomykałem (na naszej Stronie) już zapewne o innych pracach z tego okresu, które wyszły spod piór autorów nie tylko polskojęzycznych. Wiele z nich po indywidualnym zabiegu czytelnika, polegającym na „wycięciu” cytatów podczas lektury – z współcześnie dla autora obowiązujących tekstów politycznych, wręcz grepsów – staje się wcale czytelne. Wypreparowanie im wyraźnie służy. Przy okazji młody stażem czytelnik może dowiedzieć się jakimi to myślicielami z dziedziny wojskowości i strategami byli ówcześnie rządzący. To taki totalitarny signum temporis, który da się ominąć jak się chce. Patent jest nadal aktualny. To jest podobne do oddzielania ziarna od plew. Praca Siadka niesie w sobie całkiem spory pakiet ilustracji. Jest ich, tych numerowanych przeszło 150, a dokładniej 152. Ciekawą – przy okazji – wędrówkę można odbyć po źródłach, z których obrazki pochodzą. Ciekawą, bo bez drogowskazów. W przedmiotowym opracowaniu nie ma bowiem słowa o pochodzeniu zamieszczonych w nim obrazków. Ilustracje to rysunki. I dobrze, bo wizualne przedstawienia wykonane w innych technikach często przerażały jakością i pomykającą za nią nieczytelnością. Mój przyjaciel Jarosław Kotarski. Dla tych co zajrzeli na Stronę SMDBiB po raz pierwszy i czytają ją po raz pierwszy: Jarosław Kotarski był znakomitym tłumaczem współpracującym między innymi z wydawnictwami REBIS i VESPER, a zupełnie mimochodem, osobnym figurkarzem, miłośnikiem historii militarnej i fantasy, uznanym znawcą militariów z okresu II Wojny Światowej, animatorem wielu przedsięwzięć wydawniczych z zakresu broni i barwy. Wiele by jeszcze wymieniać, modelarzem sprzętu do zabijania – w imię agresji lub obrony – : czołgów, samolotów etc.. Był też zagorzałym zwolennikiem rysunków w książkach. Wychowany w naszych rodzimych warunkach, doskonale rozumiał, że kreska odtworzona przez niefrasobliwych, żeby nie stwierdzić niechlujnych pogrobowców mistrzów dawnej sztuki drukarskiej jest łatwiejsza do odwzorowania, nie zniweczy więc do końca przekazu oryginału, tak jak to miało miejsce w większości przypadków odnoszących się do odwzorowań fotografii, gdzie wskazana byłaby choćby podstawowa subtelność i profesjonalizm. Ile to ja razy słuchałem wypowiedzi gniewnych, które w treści zawierały jedną podstawową myśl: lepiej by dali (zamieścili) rysunek, bo zdjęcie (w zaprezentowanej przez poligrafów jakości) niczego nie pokazuje realistycznie, ba zaciemnia przekaz, bo poprzez brak ostrości i wszechobecne przypadkowe niuanse szarości i czerni, miast przekazać informację wizualną, podświadomie otwiera czytelnikowi spragnionemu wiedzy, pola do wyobraźni rodem z katalogu: co autor miał na myśli. Co niejednokrotnie prowadzi na manowce poznawcze. Rysunki właśnie, stały się jednym z powodów poszukiwań tej książki, które Jarosław Kotarski prowadził. I w końcu znalazł w księgozbiorze Andrzeja Kleina, który został rozproszony po jego śmierci. Dobrze, że choć w kawałkach trafił w ręce pasjonatów broni i barwy. Tę książkę miałem w rękach wiele lat wcześniej. Było to podczas jednej z moich wizyt w gościnnym domu państwa Kleinów. Zapamiętałem wówczas Ex libris i podpis wyróżniające ten tomik. Rozmawialiśmy wówczas z Andrzejem o jego ojcu. Ponownie -po latach- trzymałem go w poznańskim mieszkaniu Jarosława Kotarskiego. Nagła śmierć przyjaciela spowodowała lawinę zdarzeń, w wyniku których ci którzy wobec majestatu śmierci mają szacunek dla cierpienia bliskich nie myślą o doczesnościach. Są w tym dość odosobnieni. Inni w tym czasie nie próżnowali. Dopiero po latach natrafiłem na Pancerz od tarczy do czołgu – ten pokryty historią użytkowania przez moich przyjaciół Andrzeja Kleina i Jarosława Kotarskiego, który niniejszym prezentuję.
Krzysztof Czarnecki
Oddział Poznański
Stowarzyszenia Miłośników
Dawnej Broni i Barwy
Poznań, kwiecień 2023 r.
GALERIA
294 Total Views 2 Views Today