Krzysztof Czarnecki

TRZYSTU

 

 

Trzystu Spartan, to topos kulturowy i symbol Gloria Victis – tak ulubionego przez Polaków rozpamiętywania klęsk. Długowłosi Spartiaci kryjący (chroniący) głowy eleganckimi hełmami korynckiego typu, który swoją formą przywodzi skojarzenia antropormoficzne, stali się w świadomości współczesnych, nie tylko elitarną formacją zbrojną, ale i symbolem nieustępliwości wobec dojmującej przewagi wroga. Walka do ostatniego, w imię wolności i niezależności nadal inspiruje. Dotąd mam przed oczyma filmowe kreacje: „300 Spartan” i stworzoną na bazie komiksu (!) ekranizację „300”. Wiem, jestem idealistą, zakochanym w niemodnych wartościach.

TRZYSTU dzisiaj w kraju nad Wartą, Wisłą i oczywiście Odrą oraz Bugiem. Nic nie straciły na aktualności słowa naszego prezesa prezesów (to w odróżnieniu od prezesów Oddziałów Stowarzyszenia) Zdzisława Żygulskiego jun. opisujące nasze statutowe aktywności: „podtrzymywanie i przekazywanie następnym pokoleniom tradycji wojskowej zachowanej w rzeczywistych obiektach, w broni i ubiorach, oporządzeniu, w znakach i odznaczeniach wojskowych, w dokumentach i muzyce, w umocnieniach i architekturze wojskowej, we flocie wojennej”. Czy ta sama ideologia przyświeca naszemu elitarnemu(?) Stowarzyszeniu dzisiaj?. Mam świadomość, że termin: ideologia może się źle kojarzyć w mowie potocznej. Nie zmienia to postaci rzeczy, że bez ideologii umierają organizacje. Na moich oczach stało się tak z kilkoma zdawałoby się niezniszczalnymi formami organizacyjnymi napędzanymi IDEOLOGIĄ. Dokonało się na skutek uwiądu ideologii. Nawet w korporacjach biznesowych ukuto pojęcie misji. Bez tego – czyli IDEOLOGII –  nie da się funkcjonować. A oto koronka współczesnych tekstów powtarzanych przez członków naszego STOWARZYSZENIA, jak mantra w różnych konfiguracjach:

  • mam cztery zaległe artykuły do napisania – oczywiście nie na naszą Stronę,
  • masz rację, trzeba napisać – potem mrok nieodbierania telefonu,
  • mam pomysł – to brzmi jak koperytko, czyli kapiszon,
  • przepraszam, mam tramwaj, muszę kończyć – choć przed chwilą było narzekanie, że trudno zaparkować. Byłbym niesprawiedliwy. Być może ów wytrychowy tramwaj miał dowieźć mojego rozmówcę do miejsca parkowania jego bolida, przystanek dalej?
  • jestem zarobiony, to mój ulubiony TEKST,
  • teraz mam więcej roboty, niż kiedyś – to od uczelnianych członków Stowarzyszenia, którzy nie zauważyli, że KIEDYŚ musieli jeździć na uczelnię i kontaktować się O! ZGROZO ! ze swoimi studentami a teraz …,
  • mamy zamknięte muzeum – jeśli dobrze rozumiem, to wyłącza automatycznie wszelkie kontakty i aktywność intelektualną. Nie wiem, czy Lem bądź Dick wymyśliliby taką figurę myślową,
  • Nie chce mi się dalej cytować kolejnych „kwiatków” marazmu stowarzyszeniowego, więc kończę: GŁUCHYM TELEFONEM i bezodzewowym mail’em – to jest ostatnio bardzo na czasie,

Gdyby ktoś z moich rozmówców zdobył się na szczerość wyrażoną:

WE’RE ONLY IN IT FOR THE MONEY i na błahostkę stowarzyszeniową – nie mam czasu i głowy, żeby się nią zajmować, tak jak i Stowarzyszeniem Miłośników Broni i Barwy, to bym uszanował i nie zawracałbym mu już głowy. Nie każdy jednak jest jak Frank Zappa, który potrafił odnaleźć czas na refleksję i pokazać pazur niezależności. Po co było wstępować w poczet członków Stowarzyszenia. Dla biernego uczestnictwa w spotkaniach?

Spartiaci weterani spośród Spartiatów czyli wybrańcy: ELITA. Kiedyś miałem nadzieję co do ich sprawczości w Stowarzyszeniu. Pierwsze zwątpienia przyszły podczas zebrań comiesięcznych, gdzie przyszło mi być świadkiem ostrego terminowania młodzieży aplikującej do wstąpienia w szeregi Stowarzyszenia. Z początku wydawało mi się to dobre. Budowało bowiem podwaliny pod przyszły fundament osobowości badawczej i intelektualnej członka Stowarzyszenia. Zauważałem jednak wypaczenia na tej drodze terminu. Nie podobał mi się dobrotliwy z pozoru sarkazm i często ślepy rygoryzm w ocenie dokonań beana. Na moich młodych wówczas oczach, wielu już nie pojawiło się na naszych zebraniach. Nie wytrzymali. Może takie są wymogi, ale ja uważałem i sądzę nadal, że pasjonaci są różni. Od twardych i bezwzględnych, po delikatnych i intelektualnie wrażliwych. Nie ma więc jednej recepty na akceptowanie adeptów do Stowarzyszenia, od których nie wymaga się przecież jeno tężyzny fizycznej. Tej wrażliwości zabrakło mi w gronie Spartiatów seniorów. To o czym piszę jest zaledwie zaczynem do większych rozważań na ten temat. Oddaliłem się zupełnie mimowolnie od głównego nurtu pisania.Wracam więc do głównego wątku pisania.

Kiedy masy milczą, powinni głos zabrać weterani, z całym szacunkiem dla tego określenia. Kiedyś Słowianie kultywowali znaczenie mądrości i doświadczenia, które wiązało się często z wiekiem – czytaj z większą liczbą zakarbowanych doświadczeń popartych konstruktywną refleksją. Teraz przychodzą mi do głowy Japończycy ze swoim szacunkiem dla wieku i tego co on ze sobą niesie. W wielu kulturach ich zdanie miało i ma nadal moc. W naszych realiach nic nie jest zero- jedynkowe. Ich głos (czyli weteranów) – póki co – był raczej polemiczny niż konstruktywny. Kiedyś wspomniałem o TRIARII. Po kilku miesiącach rozbrzmiał głos, głos wspomnieniowo nostalgiczny, zaprawiony nutką tak wszechobecnego kiedyś poczucia wyższości, który z jednej strony deprecjonował współczesne działania NASTĘPCÓW TRIARII, a z drugiej zaś – a jakże -gloryfikował dawnych wspomnień CZAR. Zapominał przy tym, że między innymi, przez działania, a raczej zaniechania TRIARII, nie ukazał się zwarty tom dokumentujący dorobek Sesji z okazji 50 – LECIA Stowarzyszenia Miłośników Dawnej Broni i Barwy. Wiem w tej sprawie, więcej niż bym chciał. Do tej pory czuję się zawstydzony z powodu umówienia detali, które nie zostały potwierdzone przez nieobecność (całkowicie nieusprawiedliwioną) TRIARII. Szczątki po wykładach uratował Michał Dziewulski, który wykorzystał materiały opracowane z benedyktyńską skrupulatnością przez Andrzeja Konstankiewicza. Z biegiem lat marazmu Stowarzyszenia, z dorobku sesji znikały kolejne artykuły. Autorzy nie wytrzymali i opublikowali swoje dokonania gdzie indziej. Przepadły między innymi,  wartościowa rozprawa profesora Mariana Głoska: „Organizacja polskich sił zbrojnych i ich uzbrojenie w XIV w.” i interesujący referat o wykopanych lufach armatnich z Wiśnicza (piszę z pamięci). Dobrze, że przed zatratą uchroniono, referat Zbigniewa Fuińskiego: „Związki pomiędzy zbroją i ubiorem w aspekcie historycznym” (dla niektórych te ostanie wystąpienie tchnęło myszką, dla mnie jednak było znakiem czasu i zwiastunem tego co potem nastąpiło. Choroba, rozparcelowanie zwartego księgozbioru – UPADEK) i „Karetę kampanijną cesarza Napoleona I” autorstwa Andrzeja Nováka – Zemplińskiego. To mocno zapamiętałem z warszawskiej sesji. Przepadło sporo z dorobku intelektualnego i badawczego Stowarzyszenia Miłośników Dawnej Broni i Barwy. Jesteśmy niejednokrotnie biernymi świadkami marnowania dokonań naszych członków Stowarzyszenia. Nie jesteśmy w tym wyjątkiem. Marnotrawienie dorobku intelektualnego ma wiele przykładów i w innych dziedzinach. Ta gorzka uwaga ma jednak szersze spektrum. Piszę o tym z goryczą. Jestem ostatnim, który by skłaniał się do ślepo krytycznych refleksji na temat odnoszący się do spraw drogiego mi Stowarzyszenia, czynionych dla samego krytykanctwa. Ono- czyli STOWARZYSZENIE – potrzebuje jednak otrzeźwienia. Nikogo nie boli brak kontaktów? Trudno mi w to uwierzyć. Nikomu to nie doskwiera, że Stowarzyszenie nie funkcjonuje. Czy patrząc z poznańskiego podwórka. Cykliczne -z regularnością miesięcznego zegarka – spotkania trwające nieprzerwanie przez kilkanaście lat były wartością samą w sobie, o czym niesksromnie warto jednak napisać, wobec triariowego tonu wybrzmiewającego cichym acz jadowitym tchnieniem. Wystarczy spojrzeć na spektrum rozmaitości prezentowanych zagadnień. Tak po poznańsku, prowadzono przez czas niemały, działalność bez fajerwerków, ale trzymającą poziom – odważę się napisać, że w większości – naukowy. Byłbym ślepcem, gdybym nie zauważył iż profil ideologiczny Stowarzyszenia uległ zmianie. Nie wyrażono zgody na kontynuację Arsenału. Poznańskiego. Nie znalazłem- piszę to z gorzką refleksją- chętnych współpracowników do podjęcia dzieła mojego poprzednika Lesława Kukawskiego – w innej formule. Sam twórca koncepcji nie był chętny do scedowania dorobku i przede wszystkim do jego kontynuacji. Śmierć Macieja Jeske – bliskiego mi Kolegi – też zamknęła wiele furtek. Zniknęła mgiełka oporu inspirującego wobec istniejącej atmosfery w czasach założycielskich. Pojawiła się wygodna i niejednokrotnie fałszywie kreowana omnipotentna potęga Internetu. Zagościło wygodnictwo w dostępie do popularnych danych. CZĘSTO NIEWERYFIKOWALNYCH w tym medium. U niektórych uśpiona została refleksja. Na naszych spotkaniach prowadzonych od kilkunastu lat zawsze istniała arena do nieskrępowanych działań prowadzących do wyrażania autorskich myśli. To był jeden z walorów comiesięcznych spotkań w gościnnych murach Wielkopolskiego Muzeum Wojskowego w Poznaniu. Omszali wspomnieniami TRIARII być może nie zawsze dostrzegają ostro realia czasu dzisiejszego. To prawo czasu i wieku. Nie może ono jednak determinować poglądów na CZAS PRZYSZŁY STOWARZYSZENIA. Zwracam się do Członków Stowarzyszenia z zapytaniem. Czy widzicie póki co, inne formy kontaktów poza STRONĄ INTERNETOWĄ STOWARZYSZENIA MIŁOŚNIKÓW DAWNEJ BRONI I BARWY ?. Jeśli tak, to ją wskażcie. Aktualnie istnieje: www.bronibarwa.org.pl – KOMUNIKATOR pomiędzy Krakowem, Lublinem, Katowicami. Łodzią, Wrocławiem, stołeczną Warszawą, trapiącym mnie Gdańskiem, kolegami podążającymi drogą miecza japońskiego i wreszcie Poznaniem DZIAŁA. I jeszcze jedno. Kryzys jest też z greki. Nie oznacza on jednak kapitulacji. Mam świadomość, że wyzwala on negatywne emocje, ale czy powinien paraliżować wszelką aktywność, w tym naprawczą i dającą nadzieję na przyszłość. Na koniec: Mój licealny (tylko przez rok nauczający mnie) prof. Jerzy Krawulski – pan od historii – zmuszał nas do myślenia otwartego. To on z lubością powtarzał, że elukubracja nie powinna zamykać drogi do uzewnętrzniania wiedzy i myśli. Nie każdy ma dar pisania. To jest tak jak z posiadaniem słuchu muzycznego, o absolutnym nie wspomnę. Nie zwalnia to od przekazu treści. Znam wielu uczonych, których wyostrzenie finezji pióra pozostawia wiele do życzenia. Nie zmienia to postaci rzeczy, że czyta się ich prace dla przekazu treści i myśli. To nie wstyd pisać. Wstyd nic nie robić.

P.S. Dziękuję KOLEGOM: Henrykowi Ciosińskiemu, Mateuszowi Chramcowi i Jerzemu Klawińskiemu, że swoim przekazem na naszej Stronie Stowarzyszenia poświadczyli sens działania alternatywnego.

Krzysztof Czarnecki

Oddział Poznański

Stowarzyszenia Miłośników

Dawnej Broni i Barwy

Poznań, marzec 2021 r.

 

 

 

591 Total Views 2 Views Today
Partnerzy

karta_logo_MNK_B

mwp

muzuem_lodz

wmwpozn

MuzeumWroclaw

logo Muz. Lub.-1

silkfencing